Polskie Nagrania Pęknięta Bania

Smektała na weekend 78

3

Napisał był do mnie redaktor nie tylko muzyczny – Krzysztof Wodniczak. Gościu ten, to prawdziwa poznańska pyra, mój wieloletni kumpel i autorytet muzycznych środowisk. Był menadżerem wielu polskich gwiazd estrady: Hanny Banaszak, Tadeusza Nalepy, Ireneusza Dudka, Anny Jantar, Wojtka Kordy, był wreszcie ostatnim menadżerem Czesława Niemena. Organizator wielu muzycznych wydarzeń, festiwali, redaktor wielu branżowych gazet, właściciel i wydawca okołomuzycznego pisma „Brzmienia”.

2

W alarmującym, zgorzkniałym z lekka tekście, redaktor Krzysztof zaprosił mnie do grona ludzi protestujących (ten protest – w przeciwieństwie do wielu innych – jest niezwykle szlachetny, o czym za chwilę) przeciwko oddaniu (przez syndyka) za pół darmo, za bezcen, „Polskich Nagrań” – amerykańskiemu koncernowi Warner Music Polska. Napisał redaktor Wodniczak: Zdzisławie. Być może porywam się z motyką na słońce, ale chcę udowodnić, że dzieje się gwałt na muzyce. Wiem, że to niełatwe zadanie, ale nikt nie obiecywał, że będzie inaczej. Prawda? Przymierzam się do organizacji Koncertu Protestu „Dokąd zmierzasz Polsko?”  z udziałem artystów, którzy nagrywali w „Polskich Nagraniach”. Mam już kilku zaangażowanych apologetów tej idei. Czy Ty wśród zaprzyjaźnionych z Tobą artystów jazzowych i bluesowych przekonałbyś kilkoro, żeby wzięli udział w takim koncercie-proteście? Pogadaj z nimi lub przekaż im moje adresy emaliowe lub numery telefonów.

1

Młodszym czytelnikom portalu Wrocław.pl wyjaśniam, że „Polskie Nagrania” to muzyczny skarbiec i powiernik milionów Polaków, muzyczny wektor wielu powojennych pokoleń. Bez „Polskich Nagrań” nie byłoby dzisiejszej rzeczywistości. Firma ta, pod własnymi nazwami „Muza” oraz „Pronit” wydawała czarne analogowe płyty wszystkich (naprawdę wszystkich) najważniejszych polskich artystów. A czasem miała kaprys i wypuściła, na przykład, licencyjną wersję „Ciemnej strony księżyca„ legendarnej grupy Pink Floyd. Płyty tłoczono w Pionkach, fabryce tworzyw sztucznych, która przed II wojną światową produkowała dla wojska proch (!), oraz… szczoteczki do zębów. Bardzo często okładki do tych płyt projektował mój kolejny wieloletni kumpel, moim zdaniem, jeden z najwybitniejszych fotografów muzycznych świata – Marek Karewicz. Wyodrębniona z „Polskich Nagrań” seria Polish Jazz – z ilustracjami okładek autorstwa Marka – była światowym ewenementem, niedościgłym do dzisiaj. Wpisywała się w słynną wówczas na cały świat, polską sztukę plakatu.

A słynne zdjęcie charyzmatycznego trębacza, Milesa Dasvisa, zrobione przez Karewicza – było w muzycznym środowisku popularne jak „Słoneczniki” Van Gogha. Marek był dobrze zapowiadającym się jazzowym trębaczem – ale za namową Leopolda Tyrmanda, wielkiego prekursora polskiego jazzu – zajął się fotografią.

4

„Polskie Nagrania” (za rok obchodziłyby 60 lat istnienia) popadły w finansowe tarapaty z powodu wprowadzenia nowych technologii i żądań (słusznych skądinąd) wypłaty tantiem przez nagrywających dla tej firmy artystów. Spadkobiercy Anny German, której piosenki powróciły do umysłów Polaków, Ali Babki, Irena Santor a nawet kandydat na prezydenta Paweł Kukiz (to niewielki ułamek listy wykonawców) nie chcą aby narodowy skarb (nie ma tu cienia megalomanii) bezkarnie dostał się firmie, która ów skarb pozyskała za psi grosz. O co więc – Szanowna Ludności idzie gra? O, uwaga, prawa do 40 000 (czterdziestu tysięcy) piosenek, największych przebojów powstałych w Polsce po II wojnie światowej. O lokal na warszawskim Ursynowie o powierzchni 500 metrów kwadratowych, o zapasy (niesprzedane płyty) i o magazynowe wyposażenie. Ile to może kosztować, na ile ten intelektualny majątek Polaków został wyceniony? Na około 8 milionów złotych. Naprawdę – na 8 milionów PLN.

5

Porównajmy wartość tej nieocenionej w złotówkach skarbnicy nut i słów piosenek. Ile są warte piękne polskie bluesy Tadeusza Nalepy, muzyczne songi Czesława Niemena, Piosenki Dżambli, zespołu Polanie i „Małgośka” Maryli Rodowicz? To dwa razy mniej niż kwota odszkodowania dla rolników za ziemię zrytą przez dziki, jaką wiejski krzykacz i populista Sławomir Izdebski żąda od państwa polskiego. To czterdzieści razy mniej niż straty węglowej firmy z Jastrzębia Zdroju, którą związkowcy zadłużyli na dodatkowe co najmniej 300 milionów złotych. Jak wynika z tego prostego porównania z szalejącymi po polach dzikami (ktoś dopuścił do ich nadmiernego rozmnażania) kultura w finansowym wymiarze nie jest nadmiernie ceniona. Jest lekceważona. Myślę, że gdyby za te niewielkie pieniądze „Polskie Nagrania” kupiło nasze miasto Wrocław – zostalibyśmy po wieczne czasy zbawicielami polskiej muzyki. A i Marylin Monroe nie poczułaby się obrażona.

6

Zatem trzy tygodnie temu za tę śmieszną – bacząc na przedmiot kupna – kwotę, właścicielem „Polskich Nagrań” została firma Warner Music Poland. I z tym zupełnie nie chce się pogodzić wieloletni moderator polskiej sceny muzycznej – Krzysztof Wodniczak. „No cóż, pisze do mnie spieniony redaktor, typowa prywatyzacja made In Poland. Nie takie firmy w naszym kraju celowo doprowadzano do bankructwa, aby “swój” mógł je kupić za grosze. Warner Music Poland zostaje z olbrzymim katalogiem praw majątkowych, które może do końca swego jestestwa sprzedawać tym, którzy będą chcieli muzykę na serio rozpowszechniać. Jakoś nie podejrzewam Warnera o piękne reedycje kronik konkursów chopinowskich. Może się mylę? Na nowo powstające Instytucje Kultury w Łodzi i Wrocławiu  znalazły się w Ministerstwie Kultury pieniądze. I to około 800 milionów złotych! A na pieczołowitą opiekę na intelektualnym narodowym muzycznym skarbem marne 8 milionów już nie. Wstyd”.

7

Dobrze rozumiem rozgoryczenie jednego z najbardziej zasłużonych polskich dziennikarzy muzycznych. Ale uważam, że gdy „Polskie Nagrania”, za ten pieniężny ochłap, wpadły w sieć Warner Music – sprawa jest już nie do odkręcenia, nie pozwolą na to ich prawnicy. Ale mocno kibicuję, aby Krzysztofowi udało się zorganizować ten szlachetny koncert, ten muzyczny wyrzut sumienia.

Także wówczas, gdy rozpasane dziki zryją ostatnie połacie zdrowego rozsądku. 

Zdzisław Smektała

Foty wyciągnąłem z kapoty

——————————————————————————————————————

Dalej, moi wybitni opiniotwórcy, czytajcie ten felieton w całości,  w piątek od godziny 11, na oficjalnej internetowej stronie miasta Wrocławia:   

                                              www.wroclaw.pl

Po wejściu na ów portal feelingowego Wrocławia, proszę wpisać, w białym prostokąciku, po prawej stronie, tytuł tego felietonu albo moje nazwisko. 

Możecie też – po prostu – wpisać ten tytuł w wyszukiwarkę Googla. Dzięki, za ewentualne niedogodności przepraszam.  To surowe wymogi copyrightu, na pewno je rozumiecie. 

Zdzisław Smektała            copyright www.wroclaw.pl                    bbd@bbd

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *