Miałem 17 lat, kiedy z wywalczoną u mamy zgodą, pierwszy raz w życiu pojechałem w Polskę autostopemem. Buzował środek lata. Upłynęło kilka dni po najwonniejszym wówczas polskim święcie – 22 Lipca. Była to rocznica ustanowienia w Moskwie (pod dyktat Stalina) Manifestu Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego. Nowe władze na ziemiach polskich były firmowane nie tyle przez PPR, co przez NKWD i wojskowy wywiad sowiecki. Orłem nowych władz był, nie tyle Edward Osóbka – Morawski, szef PKWN, co generał Iwan Sierow, specjalny wysłannik NKWD na ziemie polskie. Ale, w gorącym tchnieniu 1968 roku o tym nie wiedziałem.
Kilka miesięcy wcześniej, w marcu, I sekretarz PZPR, Władysław Gomułka, rozprawiał się ze swoim przeciwnikiem Mieczysławem Moczarem – używając do tego polskich Żydów. Tego, oczywiście, też nie wiedziałem. Chryja zakończyła się masowym wyjazdem polskich obywateli do Izraela i innych europejskich miast (Syjoniści do… Syjamu – bredzili wówczas partyjni aparatczycy).
Po lipcowych i sierpniowych rozedrganych gorącem drogach – w asyście polskich pancernych wozów – przetaczały się warkotliwie tanki bojowe Armii Czerwonej. Podpełzały z chrzęstem pod Czechosłowację. Po to, aby 20 sierpnia napaść na ten kraj – dławiąc rodzącą się demokrację liberała, Słowaka Aleksandra Dubczeka. O tym też nie wiedziałem.
Paradoksalnie – nabierając męskiej tężyzny – czułem się wolnym człowiekiem. Nasycony muzyką Janis Joplin, Led Zeppelin, Spencer Davis Group łapałem na twarz, na polskich autostopowych drogach, pierwszy dorosły powiew freedomu.
Moją seks budzącą kompozycję uosabiał w tamto lato ekstatyczny, pomimo, że płynący leniwie kawałek zespołu The Kinks – Sunny Afternoon. Chociaż jeszcze do początków września, do powrotu do Zgorzelca, do domu – byłem prawiczkiem.
Niedaleko Mławy (dzisiaj Mława to symol obciachu) spotkałem skasowanego przez Gomułkę autostopowego kumpla, studenta z Krakowa. Był Żydem, studentem architektury (dzisiaj wybitny projektant przestrzeni żyjący w Monachium).
Był synem architekta mieszkającego w Berlinie. To od niego, o Marcu 1968, o wyczynach zapluwającego się Gomułki, dowiedziałem się więcej niż ze stert ówczesnych gazet, z Trybuną Ludu na czele (co jest akurat zrozumiałe).
Pewnie dlatego pierwowzór poznanego pod Mławą wędrowcy stał się kalką postaci jednego z moich wierszo tekstów.
Cykl obrazków z mojego autorskiego tomu „Jazz Baba Riba”. Opublikowanego we Wrocławiu jakiś czas temu (nakład 5 tysięcy!). Z przedmową Tadeusza Nalepy (Breakout) i Tadka prywatnymi zdjęciami. Z ilustracjami Johna Lennona (The Beatles). Także z ilustracjami Andrzeja Mleczki (Kraków Motown).
„Książka jest upoetyzowanym fotograficznym zapisem stanów duchowych nastolatków żyjących na przełomie lat 60 i 70. Mały realizm miesza się tutaj z marzeniami o wolnym świecie wypełnionym muzyką rokową, seksem, wielkim szmalem, zachodnią cywilizacją. Buty beatlesówki, adaptery Bambino, pocztówkowe płyty, wina patykiem pisane (bełty, bałagany, alpagi), włoskie ortaliony, kurtki szwedki, klej butapren oraz Tri (służące nastolatkom do wąchania) i gitarowe wzmacniacze to nieodłączny element scenografii tych gomułkowskich, biednych czasów. Naznaczonych jednakowoż pokoleniową wspólnotą” – napisał kumaty krytyk.
Wierszotekst Dwudziesty Pierwszy
Smecta 47 – Ideologiczne potknięcie studenta Stanisława Bomze (działo się w 1968)
„A lato było piękne tego roku” – napisał nieżyjący krajowy poeta
Konstanty Ildefons Gałczyński, którego nienawidziłem jak psa
Gdyż za lichą interpretację jego podstępnie rymowanych cacek
Zostałem, stary koń, na drugi rok w tej samej klasie
I to w dodatku technikum, a nie w mizdrzącym się ogólniaku
Ale lato rzeczywiście było piękne w niezwykłym 1968 roku
Na autostopie spotkałem kruczowłosego prawie Staszka Bomze
Studenta z Krakowa, który już od marca miał dużo wolnego czasu
Wywalony z politechniki za to, że pyskował na Władka Gomułkę
Także za to, że nieostrożny, ojca posiadał we wrogim NRF–ie
Leżąc w rowie pod Mławą – na stopa łapaliśmy okazję do Sopotu
Słuchaliśmy z radia „Szarotka” pożegnalnego koncertu zespołu
„Polanie”, który akurat ogłosił koniec gry w kapeli braci Bernolaków
Staszek miał dziwne pretensje do całego świata, mruczał sylabami
Nakazywał mi nieustanne czytanie książek Rilkego oraz Bruno Schulza
A ja dziwiłem się nieustannie, niczym ćwok w wywiniętych gumiakach
Gdzie Stachu wykombinował takie śmieszne doprawdy nazwisko
Mocno zasnęliśmy w rowie, uśpiło nas saksofonowe łkanie Wandera
Ale dobra opatrzność niezbyt długo dała nam lumpować w trawie
Wysoko, na bezchmurnym niebie, niczym uprzykrzone uciążliwe bąki
Bojowo śpiewały silniki wojskowych wielkich transportowców
Szosą nadjechały nagle zgrzytliwe, maskowane siatką, pojazdy pancerne
Których podkręceni kierowcy, za nic mieli informacyjne i drogowe znaki
Szczęśliwie trafiła się ciężarówka „Żubr” z wrocławskiej firmowej bazy pekaesu
Wystraszony kierowca wywiózł nas spod rozgniatanej bez pardonu Młąwy
Wróciłem do Zgorzelca – znów mogłem chodzić na koncerty do klubu „Na dole”
Polanie, Polanie- Andrzej Nebeski, bracia Bernolakowie, Piotr Puławski, Włodek Wander. To była kapela!!!!!!!!!!!!!!!
Było, było 😉 se ne wrati..
Oj Zdzisiu,…. Zakombinowales cos za bardzo pod gorke… 🙂 Dawniej w Zeszytach Literackich bylem dla Ciebie plowowlosy….a i z reszta tez nie tak do konca…;)) )
Ale humor masz jak wtedy, gdy wynosiles dla naszej grupy w rowie, jabcoki. z Ge-eSu. pod podkoszulkiem,
Podobno zostales pisarzem i to mnie cieszy… 🙂
Podaj E-maia. To juz wiecej niz 40 lat temu bylo ?!
S.B (plowy)
Gdzie ten Stasiu ? Hej Staszku płowy nigdy nie byłeś ,mój braciszku „przybrany” /,jak pamietam / a i zdjęcia to potwierdzają .Z pozdrowieniami Ewa /jasnowłosa/
klapiesz bomze-architekten@gmx.de i jestes… 🙂
Ciebie to juz szukam od lat….
klapiesz bomze-architekten@gmx.de i jestes… 🙂
Ciebie to juz szukam od lat….
Stasiu to jestesTy ?
Staszka już nie ma.