Smektała jak Polska cała!

Nazywam się Aleksandra Słaby jestem redaktorem naczelnym gazety: ,,Gimnazjalista w Europie”. Bardzo proszę o udzielenie tą (mailową) drogą wywiadu dla naszej gazetki.

Wywiad dla Oli Słaby

Tytuł wywiadu:  SONY DSCSmektała jak Polska cała! 

Urodził się Pan… 

…w zawsze bliskim mi antypodowym rodzinnym Zgorzelcu. W mieście, które – jak napisałem w dedykacji jednej z moich powieści „Liszaj” – kocham bez wzajemności. Przyszedłem na świat w szpitalu dzisiaj nieistniejącym, położonym przy ulicy Nadbrzeżnej, na wzgórzu, nad Nysą Łużycką. Z pięknym widokiem na gotycki kościół w Goerlitz.

Foty prasowe (6)

 Jak wspomina Pan swoje dzieciństwo? 

Było to dzieciństwo bardzo szczęśliwe. Z kluczem od mieszkania na szyi. Dzieciństwo spędzone w wojskowym budynku naprzeciw sadu, na początku ulicy Wojska Polskiego. Miałem wypróbowanych kumpli: Krzyśka wójcika, Heńka Wasiloffa, Zbyszka Szybińskiego, Zbyszka Panfila, Krzyśka Raca i wielu innych. Bawiliśmy się w Apaczów albo Krzyżaków (po premierze filmu Forda). Krzyżakami byli młodzi Grecy. Byłem także ministrantem u proboszcza Szyszki oraz szóstkowym w zgorzeleckich zuchach, z rękawem munduru obszytym licznymi sprawnościami. Miałem w Bibliotece Miejskiej przy Bohaterów Getta największą ilość wypożyczeń w dziale dziecięcym. Ale szyby też wybijałem. Procę miałem z rowerowych wentyli.

Foty prasowe (3)

Czy szkołę podstawową i średnią kończył Pan w Zgorzelcu? I co najbardziej utkwiło Panu z tych lat w pamięci? 

Zaczynałem szkołę podstawową numer trzy (dzisiaj Armii Krajowej). Ale VI i VII klasę skończyłem w dwójce, na Moysie (Reymonta). Mieszkałem wówczas przy kościele na ulicy Świętego Jana. Następnie chodziłem do technikum górniczego, w którym skończyłem dwie klasy. Po czym znudzony węglem brunatnym porzuciłem tę „uczelnię”. Przed wyjazdem na stałe do Wrocławia (rok 1970) zdążyłem przez niemal dwa lata popracować w kopalni „Turów” (byłem – jak Lech Wałęsa – elektrykiem). Debiutowałem jako narzeczony. Moją pierwszą kobietą była Krysia Trembulak. Debiutowałem też wokalnie śpiewając w najlepszej miejskiej restauracji „Kameralna”, z braćmi Sztulbergami świetnym saksofonistą Janem Samsonem, evergreen Bobby Hebba „Sunny”. W finale swojej młodości, po licznych ogólnopolskich naukowo-obyczajowych peregrynacjach, wylądowałem w Łodzi. Zostałem absolwentem Wyższej Szkoły Filmowej w Łodzi, Wydział Scenopisarstwa.

Foty prasowe (5)

Jak w czasach pańskiej młodości wyglądał Zgorzelec? 

Był szary, nijaki, z zasikanymi bramami, kratami w sklepowych witrynach. Ale byłem w moim mieście naprawdę szczęśliwy, innego świata nie znałem. Dla mnie był Zgorzelec miastem przyjaznym, pełnym tajemnic, życiowych lekcji. Tutaj dostałem wszystko co jest mężczyźnie potrzebne w drodze do p[iekła. Pierwsza bójka na gołe pięści, pierwsza wypita naprędce  wódka, pierwsza kobieta do wyłącznej dyspozycji – to właśnie Zgorzelec. Prawdziwa ojczyzna człowieka jest w jego młodości. Gołowąsowe życie ubarwiali nam kumple, rówieśnicy z greckiego zespołu Mickydes, doskonale grający rovery kopiowane z Radia Luksemburg. Oraz melodie greckie. Grecy wywarli dozgonne piętno na moim życiu. Poswięciłem im dwie powieści: „Chciwy żywot grajka” oraz „Liszaj”.

Foty prasowe (1)

Od kiedy zaczął Pan myśleć o pisaniu i dziennikarstwie? I jakie było Pana pierwsze osiągnięcie w tej dziedzinie? 

Od dziecka miałem w sobie nieuśmierzaną ciekawość świata, przymiot niezbędny do roztropnego, wielowymiarowego życia. Będąc młokosem, jeszcze mieszkając w Zgorzelcu (do Wrocławia, jak już wspomniałem, na studia, wyjechałem w roku 1970) pisałem tekstowe wprawki na temat początków bluesa, którymi debiutowałem w warszawskim miesięczniku „Jazz”. Jako poeta, debiutowałem we wrocławskim miesięczniku „Odra” pod skrzydłami Urszuli Kozioł. Pierwszą książkę „Krzywe Ryło” opublikowałem w Wydawnictwie „Czytelnik”. Regularnie to już drukowałem poezję, prozę i felietony w wielu periodykach dochodząc do trzydziestki. Byłem już wziętym autorem.

Foty prasowe (8)

Jakie były Pana początki pisarskie? Ile książek Pan wydał? 

Literacki początek objawił się w miłosnym wierszu do nazbyt dumnej koleżanki, którą lekko zmiękczyłem częstochowskimi rymami. Miałem pod wąsem czternastoletni meszek i marzenie by moimi ustami dotknąć jej ust. Miała na imię Ewa i była córką znanej zgorzeleckiej kapeluszniczki z salonem usytuowanym nieopodal restauracji „Miła”. Jej mama piekła fantastyczny jabłecznik. Potem już było z górki. Napisałem do tej pory dziesięć książek, w tym pięć powieści. Myślę, że jesienią urodzi się jedenasta: „Dziennik niecodzienny”. Napisałem także dwa tysiące felietonów i innych publicznych tekstów.

Foty prasowe (14)

Słyszałam, że grał Pan również w wielu filmach… 

Były to z reguły satyryczne epizody w komediach, które reżyserowali moi kumple z łódzkiej filmówki, szkoły Romana Polańskiego. Ale zagrałem też w głównej roli w muzyką w lekko ludycznej komedii „Smażalnia Story”. Z Rudim Schuberthem („Córka rybaka”), Leonem Niemczykiem i innymi gwiazdami tamtej epoki. Do dzisiaj „Smażalnia Story” pałętającej się po wielu telewizyjnych kanałach z powodzeniem. Właśnie obchodzi 30. rocznicę premiery. Aktorem wielofilmowym jednak nie zostałem bowiem nie znosiłem czekania na planie na filmowe ujęcie. Nudziło mi się wśród kamer i bezładnie biegających ludzi. 


Która rola utkwiła Panu najbardziej w pamięci? 

Rola jazzowego muzyka. Poznałem na planie słynnego naturszczyka Janka Himilsbacha, z którym się zakumulowałem i wędrowałem po Polsce na tak zwane wieczory autorskie. Z nadużywającym gorzały Jankiem byłem też ze trzy razy w Zgorzelcu. Sale były wypełnione po brzegi. Śmiech się przetaczał „perlysty”.

Jakich rad jako dziennikarzom gazetki szkolnej może nam Pan udzielić? 

Aby tę beznadziejną robotę, dzisiaj bez perspektyw, rzucili w cholerę i zajęli się czymś bardziej pozytywistycznym. Na przykład sprzedażą Niemcom siły rzemieślniczej – tak dobrze u nich opłacanej. Dzisiaj na każdym rogu we Wrocławiu jest dziennikarska szkoła – wypuszczająca na trotuary rzesze nikomu niepotrzebnych młodziaków z rozbudzonymi nadziejami. Ale prawdziwi pasjonaci tego zawodu puszczą moje uwagi mimo uszu i będą w ten zawód brnęli dalej. I cel osiągną, czego im życzę. A na koniec rozmowy wyposażę tychże pasjonatów w sentencję Janka Himilsbacha: Ciężko jest łatwo żyć! Tego się w swojej indywidualnej drodze życiowej mocno trzymajcie!

Foty prasowe (11)

Czy to jest także Pana osobiste credo życiowe? 

Moje jest inne:

Smektała jak Polska cała!

A gdy zagraża mi nieprzewidziana opresja i gra w dupniaka – zamieniam je na:

Takiego wała jak Smektała!

Wreszcie, gdy całość trąci popeliną, zamieniam maksymę na:

Tam gdzie chała tam Smektała!

Foty prasowe (4)

Serdecznie dziękuję za rozmowę.   

P.S. Bardzo proszę o dołączenie kilku zdjęć.

Z góry dziękuję.

Aleksandra Słaby

Foty prasowe (12)

Zdzisław Blues Smektała – felietonista w butach Arta Buchwalda.

Pisarz w poświacie Charlesa Bukowskiego. Admirator jazzu Jimmiego Smitha i bluesa Roberta Johnsona. Wyznawca tonów Jimiego Hendrixa i Janis Joplin. Biesiadnik w smakowych kubkach Anthelme Brillata – Savarina.  Dozgonny patriota Wrocławia. Klon niechybny Francoisa Rabelaisa. Podobnie jak mistyk Jacob Boehme urodzony w Zgorzelcu. Rocznik 1951 (rok inauguracji działalności na Wschodzie Radia Wolna Europa). Absolwent łódzkiej filmówki, uczelni Romana Polańskiego. Stoik w podobie Zenona z Kitionu. Od lat dwudziestu właściciel Międzynarodowego Festiwalu Blues Brothers Day. Autor dziesięciu książek, dwóch tysięcy felietonów. W tym prowadzonego od 1989 roku raptularza Jazz dla Mass. Smakuje rozmowy z ludźmi. Szczególnie te z prawdziwkami. Niewolnik markowych butów od firmy Bata w górę. Uwielbia głupkowatych polityków. Akceptuje bezmyślne wpatrywanie się w sufit. Domaga się karpia smażonego na maśle, młodej świni i szpinaku zapiekanego w cieście francuskim. Z muzeum w Zaporożu wykradł należącą do Leonida Breżniewa czarną teczkę ze świńskiej skóry. Słabo akceptuje kobiety w spodniach. Ma nieustanną chcicę na gliwiejące francuskie sery (roquefort, bresse bleu). Narkotycznie wącha nowe książki. Lubi woń gorącego asfaltu. Fan zapachowego bukietu złożonego z kobiecego potu, tytoniu, koniaku. Mimo tego nigdy nia palił papierosów. Dezodorantami zamiast pach spryskuje twarz. Jest ministrantem Francuza – Gustawa Le Bona. Jego genialnej pracy Psychologia tłumu. Z ciekawością wertuje zapiski, pamiętniki, dzienniki słynnych ludzi. Od osiemnastu lat prowadzi na wrocławskim Rynku (w kamienicy pod numerem 4) galerię sztuki. Właściciel I Światowego Festiwalu Obrazów na Kubkach Ceramicznych. Organizator pierwszego na świecie eventu Honda Jazz Festiwal. Głowę Lenina z brązu przerobił na gałkę drążka zmiany biegów w aucie terenowym. Prawie cały rok chodzi bez skarpetek. Coraz bardziej milczący. Obserwator Pętli Czasu. Prowadzi regularne  zapiski pod intrygującą nazwą Blog Solowy Narodowy. Jest aktualnie felietonową twarzą oficjalnego portalu miasta Wrocław (WWW.wroclaw.pl). Prowadzi tam dimanszowy, piątkowy felieton „Smektała na weekend”. Howgh!

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *