Trafna teza Gabriela Garcii Marqueza

Smektała na weekend 65

Smektała na weekend 65 (8)

Równo 20 lat temu zakończyłem działalność premierowej we Wrocławiu prywatnej (czyli mojej) popołudniówki „Po Po”. Gazeta była (równolegle z warszawskim Super Expressem założonym przez Grzegorza Lindenberga) pierwszym polskim tabloidem. Z tym że gazeta Lindenberga dysponowała na starcie milionami złotych, zaś ja – niewymierzalną w pieniądzach nadzieją na zmianę prasowego rynku we Wrocławiu. „Po Po” (Wrocławska Popołudniówka) była więc takim marzycielskim krajowym tabloidem stworzonym przez grupkę kumpli. Do dnia dzisiejszego nie ma w naszym coraz piękniejszym kraju gazety, która z wielką obfitością korzystałaby z satyrycznych rysunków, grafik, autorskich obrazków.

Smektała na weekend 65 (7)

W „Po Po” rysowali, artystyczne i obyczajowe rysunki publikowali najwięksi: Andrzej Czeczot, Andrzej Mleczko, Andrzej Krauze, Henryk Sawka, Antoni Chodorowski i cała wielka plejada artystów krajowych i zagranicznych. Gazeta była tabloidem zupełnie niepodobnym do dzisiejszych. Mało tam było morderstw, złodziejstw, gwałtów – za to wiele dociekliwej publicystyki, pogłębionych wywiadów, obecności wybitnych dziennikarskich nazwisk. Gościliśmy na łamach doradcę prezydenta USA, Zbigniewa Brzezińskiego i księdza Józefa Tischnera. Była piękna rozmowa ze światowej sławy amerykańskim politologiem Francisem Fukuyamą, i jeszcze z wieloma ludźmi mającymi do powiedzenia coś naprawdę ważnego.

Smektała na weekend 65 (9)

Był także nigdzie indziej w Polsce niepublikowany wywiad z wielkim kolumbijskim pisarzem, Gabrielem Garcią Marquezem. Jego powieść „Jesień patriarchy” mam zawsze w obrębie wzroku. To był soczysty wydawniczy rozdział we wrocławskich mediach. I właśnie przy literackim laureacie Nobla chciałbym na chwilę przystanąć. Robiąc porządki w papierach znalazłem w „Po Po” – wywiad z pisarzem, którego powieści wciąż czytają miliony (odszedł w 2014). Przeczytajcie fragmenty tej rozmowy. W dzisiejszej wyborczej partaninie, geopolitycznej zadyszce – te fragmenty gazetowego wywiadu brzmią jak woda z krystalicznego źródła. Są wciąż aktualne.

Smektała na weekend 65 (1)

– Powtarza Pan w wywiadach, ze obok pisarstwa ceni Pan dziennikarstwo.
– Tak, to wspaniały zawód, do dziś ma on dla mnie w sobie wiele romantyzmu. Pozwala bezpośrednio odczuwać puls życia. Inna kwestia – to reżim pracy, który narzuca i nikłe zarobki, które daje. Jednak niezależnie od tego, autorowi powieści oddaje on niecodzienne usługi. Nie pozwala pogrążyć się w czystej estetyce i nieustannie każe myśleć o treści. Gdybym jeszcze raz musiał dziś zaczynać, również, zapewne, zaczynałbym od dziennikarstwa. Gdyby któregoś ranka ktoś mi powiedział, że profesja ta już nie istnieje, ogarnąłby mnie wielki strach, wielkie przerażenie.

Smektała na weekend 65 (4)

– Ale przecież pańskie książki to metafizyka – a dziennikarstwo to szara proza.

– Nie ma żadnej filozofii, żadnej oprócz tego, o czym mówię. Dla mnie zawsze najważniejsze pozostaje opowiadanie anegdot. W całej swojej naturze jestem skrajnie ateoretyczny (pod tym względem także jestem typowym Latynosem), a szczególnym strachem napawa mnie filozofowanie i teoretyzowanie na temat własnych książek. Ku rozpaczy krytyków, nie pomógł tu nawet Nobel. Czyli – już chyba nic nie pomoże. Pamiętam, że na uniwersytecie musiałem czytać Kanta. Klęska była totalna. Bo ja po prostu z tego nic, ale to nic nie rozumiałem. Pod tym względem nic nie zmieniło się do chwili obecnej. Metafizyka mnie nie pociąga. Muszę zawsze twardo stąpać po ziemi. Fakt, lubię śnić, fantazjować, być jak unoszący się w powietrzu balon. Ale ten balon musi być zakotwiczony. Bo nigdy nie chcę tracić kontaktu z rzeczywistością.

Smektała na weekend 65 (6)

Dalej, moi wybitni opiniotwórcy, czytajcie ten felieton w całości,  w piątek od godziny 11, na oficjalnej internetowej stronie miasta Wrocławia:   

                                              www.wroclaw.pl

Po wejściu na ów portal feelingowego Wrocławia, proszę wpisać, w białym prostokąciku, po prawej stronie, tytuł tego felietonu albo moje nazwisko. 

Możecie też – po prostu – wpisać ten tytuł w wyszukiwarkę Googla. Dzięki, za ewentualne niedogodności przepraszam.  To surowe wymogi copyrightu, na pewno je rozumiecie. 

Zdzisław Smektała            copyright www.wroclaw.pl                    bbd@bbd

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *